26 października 2014

Nic sensownego tu dziś nie przeczytacie. Więc jeśli macie za dużo czasu to zapraszam, jeśli nie do zobaczenia kiedy indziej :)

Klasa maturalna. Zwykła lekcja angielskiego. Przypomnienie czasów przyszłych. Typowe.
Pytanie plany na najbliższa przyszłość. Schudnąć na studniówkę, zdać super maturę, dostać się na wymarzone studia w Krk. Najlepiej na UJ.
Pytanie o plany na przyszłość powiedzmy 10 lat. Mieć pracę, kochającego męża, dzieci. Cudowny dom i cudowne normalne życie. Nie oceniam, każdy ma prawo do własnego życia do własnego szczęścia.

Do studniówki 2/3 miesiące, one wiedzą że pójdą w różowej sukience i czarnych szpilkach, tym facetem i spiętych włosach. Ja nie wiem czy na nią pójdę a co dopiero kiedy jest, albo gdzie i czy we włosy wepnę zieloną czy czarną wsuwkę.
Nie ukrywam że nie jestem typem partygirl, a gdy wyobrażę sobie że za taką kasę mogłabym przejechać kilka krajów europy to po prostu chyba nie mogę. Inne priorytety.

Wiecie co już kiedyś to mówiłam. Czasem nie łatwo jest mi być sobą. Iść pod prąd. Nie robić tego czego wymaga od nas społeczeństwo. Jestem pewna, że teraz wygląda to trochę lepiej niż jeszcze kilkanaście lat temu, ale to wciąż nie Ameryka zwłaszcza gdy mieszka się na prawie-zadupiu :)
Czasami wolałabym po prostu iść na studniówkę w pięknej sukience i ładnych butach, iść na studia i założyć rodzinę, potem być super businesswoman i żyć sobie spokojnie.
Ale to tylko czasem, bo na ogół wolę być sobą. Lubię to i każdego dnia przekonuje się jak różni jesteśmy i to jest niesamowite. Czasami wręcz czuje się jakbym obudziła się ze snu w którym wszyscy byli tacy sami i budziła się w świecie w którym każdy jest inny. Kurde to jest zajebiste.

Ktoś kiedyś powiedział, że ciężko jest dorastać pozostając sobą. I nie mogę się z tym nie zgodzić. Ale to całkiem fajne uczucie.
Polecam Anka :)

So I wanna be yourself. And you?


I wanna be myself.
12:23

I wanna be myself.

18 października 2014




Wiecie co miałam zacząć od wody, oceanu, wody i słońca. Ale chrzanić chronologię. Dziś pokażę wam  downtown. Zakochacie się. Albo i nie. Ja się zakochałam. Enjoy.

Żartowałam zanim zaczniecie podziwiać cudowne zdjęcia jeszcze cudowniejszego miasto trochę wam poględzę, żartowałam, po prostu powiem wam dlaczego się zakochałam.
W Polsce z pewnością można znaleźć wiele pięknych miejsc i sama wiele takich widziałam ale takie miasta niestety nie są u nas codziennością.  Na pierwszy ogień weźmy Warszawę  może i większa może i bardziej zaludniona ale takiego cudownego downtown w niej nie ma. Takiej mieszanki kulturowej i tak wielu możliwości na spędzenie wolnego czasu. Wspinaczka, kąpiel, plaża czy po prostu kawa i ciastko ze znajomymi. W kwietniu jedni siedzą z kocykiem na plaży a inni jeżdżą na nartach.  Bo drodzy państwo Vanouver to jak cały świat w jednym miejscu. Tu po prostu nie da się nudzić.
Uwaga. Dzisiaj będzie dużo przekrzywionych horyzontów. Nie przedłużając zapraszam na spacer po Vancouver.

Na ulicach można było spotkać masę artystów, od magików poprzez muzyków aż do cyrkowców próbujących zdjąć wielką obręcz ze swojego tyłka. Just don't ask. I oczywiście zdjęcia z samochodu. Wróciłam :)



Ogromne statki turystyczne których wielkość możecie sobie wyobrazić patrząc na oddalone budynki.
Później była wieża widokowa i Vancouver w całej jego okazałości. Tu trochę poniosła mnie fantazja przy obróbce :)


Nawet nie będę liczyć ile zdjęć zrobiłam tego dnia. Nie warto.

Wiecie za co jeszcze kocham Kanadę, za ludzi. Stałam sobie z nosem wlepionym w szybę i stwierdziłam czemu by nie spróbować zrobić sobie selfie aparatem cyfrowym. Nie jestem wielbicielką selfie, ale czego nie robi się w Kanadzie. Już zabierałam się do tego by uwiecznić tą chwilę, gdy jakaś kobieta spytała czy nie potrzebuję pomocy bo ona bardzo chętnie zrobi mi zdjęcie. Podziękowałam i pomyślałam sobie czyżby w Kanadzie nie robili selfie? Później dowiedziałam się że owszem robią. Ale Iphonem.. well.

Anyway widoki były nieziemskie i co mnie zdziwiło chyba bardziej spodobał mi się widok gór, wody i statków niż samo w sobie centrum.
Później była wycieczka po sklepach z pamiątkami a tych w Vancouver zdecydowanie nie brakuje. I spacer po deptaku wzdłuż wybrzeża.

Następnie nogi poniosły nas pod znicz z Zimowej Olimpiady w Vancouver który wciąż dumnie stoi w centrum.

Zjedzony w pośpiechu obiad i właściwie cały dzień zleciał na wałęsaniu się po ulicach, jedzeniu lodów i przyglądaniu się ludziom i zastanawianiu się jaką oni mają rolę w świecie.
Zdjęcie z auta czyli wracamy do mieszkania, jeszcze tylko skok w bok na dwa punkty widokowe. Jeden piękniejszy od drugiego, ale chyba znów zwyciężyła natura. Anka what?

Gdybym się pokusiła o zrobienia zdjęcia z prostym horyzontem efekt byłby z pewnością lepszy, no ale cóż miałam dziwną potrzebę przekrzywiania aparatu. Teraz wiem żeby już tak nie robić :)

Drugi punkt to cudowny zachód słońca i most który przejeżdżałam kilkukrotnie podczas mojego pobytu w Vancouver i zawsze myślałam sobie jak fajnie byłoby zrobić mu zdjęcie w całej okazałości. Widzicie zapraszam do Vancouver miasta w którym spełniają się marzenia :)

A na koniec zdjęcie pewnie z auta, ale zachód słońca był więc i zdjęcie musi być. To na tyle na dziś. Korzystajcie z weekendu i ostatnich promieni słońca jeśli u was są, bo u mnie plucha.

I jak love it or hate it ? :)
Vancouver. World in one place.
21:00

Vancouver. World in one place.

10 października 2014

Wiecie co napisałam tu kilkaset słów. Ale stwierdziłam Anka po co? Więc usunęłam i napiszę wam tylko, że mój dzisiejszy dzień nie jest fajny. Przez ostatnią godzinę walczyłam ze smutkiem i głowiłam się co zrobić żeby minął.  Ale podobno "it's ok to be sad" więc muszę sobie odpuścić, dać temu smutkowi niech sobie jest. Jutro już minie. Zawsze mija a przynajmniej do stopnia kiedy zaczyna mi się chcieć myśleć i zaczynam to naprawiać. Ale dziś nie mam ochoty myśleć więc dobrze że wrzucili dużo seriali.

Do następnego. Następnym razem już będzie Vancouver. I promise.
It's ok to be sad.
11:44

It's ok to be sad.

4 października 2014


Dziś połączyłam dwa miejsca ze sobą. Niby mogłam to upchać do poprzedniej notki, ale nie lubię takich zbyt przeładowanych wpisów. A i dla mnie lepiej bo będę mogła dłużej napawać się tymi zdjęciami, wybierając je.
Przez dwa dni chodziliśmy po deptaku, zachwycaliśmy się jeziorami, zielenią i pięknymi budynkami. I robiłam zdjęcia chmurom. Głównie chmurą. Trzeciego i ostatniego dnia pobytu w Kelownie, następnego dnia mieliśmy jechać dalej, poszliśmy na plaże no i cóż tam tez robiłam zdjęcia. I opalałam się, ale bez większych efektów. Tak już mają białoskórzy xD Pokazałam też trochę więcej tej "suchości" o której mówiłam w poprzednim wpisie. No i cóż chmury.





Wydaje się wręcz nie do uwierzenia, że na takiej plaży w taką pogodę i uwaga! To był weekned, każdy ma dla siebie ten metr, a nawet kilka, ewentualnie kilkanaście.

Porozglądajcie się trochę w prawo, trochę w lewo. To zauważycie te suche trawska o których wam wcześniej mówiłam. 

Ale suche dopiero miało sie zacząć. Osoyso. Mogę powiedzieć że byłam o krok od USA.
Dojechaliśmy tam na lunch, więc pozwiedzaliśmy trochę miasto. A właściwie miasteczko, które miało glonowate plaże, hotele i jedną główną ulicę przy której można było kupić wszystko.

Tutaj też jadłam najlepszy chleb jaki kiedykolwiek.. no cóż jadłam. Poprosiliśmy o drugi koszyk i nie byliśmy jedyni. Dlatego nasze makarony musieliśmy wziąć na wynos.
Napchani białym chlebem postanowiliśmy się trochę poruszać dlatego trochę po zachodzie słońca, niestety, odwiedziliśmy tutejszą plażę.

W Osoyos zabawiliśmy tylko dzień, a właściwie połowę dnia i noc. Rano wyruszaliśmy dalej i mogliśmy podziwiać takie klimaty, które przypominały mi chyba Kalifornię? Albo Kolorado? Albo po prostu wszystkie te suche stany USA.   

Natrafiliśmy na taki wybryk natury. Spotted lake do którego nie mogliśmy podejść bliżej, bo siatka, bo chronione..

Żegnam was tradycyjnym zdjęciem z auta bo czym żeby były te relacje bez takich zdjęć, na pewno nie były by wtedy moje.

Tak jak wspominałam to był dzień wyjazdu  a naszą destynacją było oczekiwane prze zemnie od pierwszego dotyku Kanadyjskiej ziemi beautyful Vancouver!  Zostańcie do następnego na pewno je pokochacie! Ciao!

I jak podoba wam się taki krajobraz? Bo ja jestem na TAK!




.



Sunbathe and road to destiny.
09:11

Sunbathe and road to destiny.