11 czerwca 2015

11 dni w Ameryce.
11:20

11 dni w Ameryce.

To chyba już czas żeby napisać dwa ewentualnie trzy zdania o tym że ŻYJĘ! Z dwoma pociętymi palcami, kilkoma zadrapaniami i ugryzieniami przez mojego kochanego a czasami brutalnego trzyletniego S. Ale jednak wciąż żyję, dzieci też żyją. To jest najważniejsze ;) Mam wam tyle do powiedzenia, że pewnie wyjdzie trochę bez składu i ładu.

Wracając trochę do szkolenie. Tak naprawdę podczas tych 4 dni można naprawdę kogoś mocno polubić, na tylę mocno żeby potem ciężko się wsiadało do samolotu który leci w całkowicie innym kierunku niż reszta.. Pamiętacie ten teoretyczny driving kurs o którym wam kiedyś mówiłam i z którego nie byłam zbytnio zadowolona? Teraz okropnie się cieszę że tak się stało, bo dzięki niemu mogłam poznać i być w jednym pokoju z cudowną dziewczyną moją Tiką która niestety mieszka bliżej San Francisko. Więc nie będzie nam dane spotykać się zbyt często.

Jeśli chodzi o rodzinę. To pierwszego dnia po przylocie byłam okropnie zawiedziona, może nie na tyle żeby wracać do domu ale byłam po prostu super zła. Bo moje oczekiwania które chyba sobie troszkę na koniec podważyłam się nie sprawdziły. Hostka spóźniła się 3 minuty na lotnisko, chłopcy byli nieśmiali, nie przygotowali mi koszyka powitalnego (buuu xd) zostawiła mnie na 30 min samotnie z dwójką dzieci które ledwie poznałam. I  w piątek miałam wejść do kuchni i po prostu zrobić sobie śniadanie. Miałam czuć się jak w domu a tak się nie czułam. Czułam się jak piąte koło u wozu. 

Ale teraz to już inna bajka. W sobotę wieczorem rodzina zabrała mnie na powitalną kolację podczas której powiedzieli wiele miłych słów, opowiadali o okolicy i powiedzieli że bardzo się cieszą z tego że będę teraz kolejnym członkiem ich rodziny. A jeśli o rodzinie mowa, to wszyscy wiemy albo słyszeliśmy jak to z tymi amerykańskimi rodzinami bywa. Nie u mnie. Hości sa bardzo kochający w stosunku do dzieci i widać że na każdym kroku chcą spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Wracając do relacji. Hostka na każdym kroku dziękuje mi co jest naprawdę miłe, biorąc pod uwagę że dla nich pracuję. Jest bardzo wspierająca i cieszy się jak szalona z małych rzeczy które są inne niż te które oni znają. Chwali moje umiejętności kuchenne i śmieje się, że musiałam przyjechać do Stanów żeby odkryć swój talent kucharski. hahah Nie! :) Początkowo byłam mowa o cerfew w ciągu tygodnia, ale kiedy wczoraj nie poszłam na kawę bo myślałam że nie bd mogła długo zostać to hostka kazała mi wydzwaniać do dziewczyn żeby po mnie wracały bo przecież mam jechać i to nie jest taki ostry cerfew.. Koniec końców dziewczyny były już za daleko i nie zgodziłam się na to by po mnie wracały. Wiadomo różowo nie jest, jest kilka rzeczy które mi się nie podobają np. miałam nie mieć opieki nad 3 letnim chłopcem, a jednak jest. I to jeszcze byłby pikuś gdybym opiekowała się tylko nim ale nie.. On + 2 małe diabełki!

Jeśli o moich dzieciakach mowa. Tak są rozpieszczone, rozwydrzone i czasami jedyne o czym marzę to żeby zachowywali się tak jak pierwszego dnia kiedy ich poznałam. A Judy na szkoleniu mówiła, że jeśli dzieci zaczną się zachowywać normalnie to znaczy że nas zaakceptowali itd itp ogólnie to powinien być dla nas komplement. Hhaha. Więc tak użeram się z nimi. A czasami potrafią być urocze, kiedy przychodzą w samej bieliźnie i mówią że boją się pająka który jest u nich w pokoju.. Ale czasami nie mam do nich siły. Jak np w poniedziałek kiedy hostka wrzuciła mnie na głęboką wodę w której prawie utonęłam i zostawiła mi wszystkie dzieciaki na głowie od rana do wieczora. Rozumiem że teraz szalony czas bo niedługo lecimy na wakacje ale to właśnie jedna z tych rzeczy które mi się nie podobają. Więc tak jak już powiedziałam, łatwo z nimi nie jest. Jest okropnie ciężko. I mam nadzieję że podczas roku szkolnego ten schedule bd trochę lepszy bo po 9h/10h godzinach dzień w dzień bym wykorkowała. Zobaczymy. 

Ale może przejdźmy do milszych rzeczy. Okolica jest naprawdę ładna. Na tyle ładna i przyjazna że zaczęłam każdego wieczoru wychodzić na ponad godzinę. Żeby oczyścić umysł. I trochę odpocząć nawet jeśli fizycznie jestem niesamowicie zmęczona to i tak serwuje sb ten godzinny spacer. Mieszkam w chronionym osiedlu więc nawet po zmroku przemierzając liściaste uliczki czuję się tu bezpiecznie. W niedzielę byłam na chwilę w centrum San Jose z inna au pair która btw przyleciała do rodziny z mojego prematch'a #3. Pierwsze wrażenia miałam bardzo pozytywne, ale byłam tak zakręcona że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia.

Czasami jest lepiej czasami jest gorzej. Niby to początek albo właśnie to dopiero początek. Dlatego się nie zniechęcam i nakładam na siebie mniejszą presję. Czasami tylko dopada mnie takie przerażenia że sobie z czymś nie poradzę, zazwyczaj chodzi o dzieci. Jestem tu dopiero 11 dni ale pośród tych wszystkich minusów w tej chwili zauważyłam kilka plusów. Kiedy kończą się moje godziny pracy zamykam drzwi i wychodzę, podziwiam piękną okolicę, napawam się słońcem. I dzieci to już nie moja sprawa. Nawet jeśli dzień jest okropny to wiem że w końcu się skończy. Mogę jeść tyle owoców ile mi się żywnie podoba i próbować nowych smaków.

Nie mogę się doczekać aż wrócimy bo wtedy będę mogła się zabrać pełną parą za zawieranie znajomości, podróżowanie i prawo jazdy! Bez którego czuję się tutaj jak bez nogi. Gdzie komunikacja miejsca nie istnieje!!
Niedługo, już bardzo niedługo przyjdę do was z informacjami o tym co będzie się działo w ciągu kilku najbliższych tygodni więc miejcie oczy szeroko otwarte! :) Jest 23 32 a ja w końcu skończyłam! Także trzymajcie za mnie kciuki, bo naprawdę się przydadzą!!

ps. przepraszam za ten napis Candy Camera ale się rozleniwiłam i nie chce mi się robić zdjęć aparatem. Źle bardzo źle! A Candy Camera ma naprawde fajne filtry i nie musze już nic obrabiać. Amerykańskie lenistwo..

Ciao!

9 komentarzy:

  1. uwielbiam zdjęcia Twojej okolicy <3 Na pewno z czasem będzie lepiej, zawsze możemy popsioczyć sobie na dzieciaki na fejsie :P Wkrótce Australia, nic tylko zazdrościć !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah dokładnie! Dobrze że tam gdzieś jesteś <3

      Usuń
  2. Poczatki zawsze najgorsze, ważne ze rodzinka jako tako sie tobą interesuje! :D haha zobaczymy co bedzie ze mną, a lecę 6 lipca :D Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zdecydowania, początki są ciężkie. Ale z dnia na dzień będzie coraz lepiej :) Dziękuję i Tobie też powodzenia!

      Usuń
  3. Powodzenia ! Wierzę,że z dnia na dzień będzie coraz lepiej !

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz tylko będzie już coraz lepiej! Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak najbardziej będę trzymać i trzymam kciuki :) Będzie dobrze i powodzenia ! Myślę, że z czasem będzie tylko lepiej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba muszę zablokować Twojego bloga na te nisamowite tygodnie -.- już prawie zapomnialam a mi przypomniałaś. Chcę pamiątkę XD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dostaniesz ale tylko twarzą w twarz! Więc przygotowuj SF na mnie :)

      Usuń