15 września 2015

Camping time.
13:09

Camping time.


Postanowiłam stworzyć nowe powiedzenie. Najlepsze wspomnienia powstają przez przypadek. A więc pragnę wszem i wobec ogłosić, że stałam się leśnym człowiekiem. Ale zacznijmy od początku pewnego piątkowego wieczoru zdesperowana ja napisała na grupie bay area au pair. Czy są tutaj jacyś ludzie w San Jose. Dostałam odpowiedz dość szybko. Rozmawialiśmy przez kilka minut a już następnego dnia rano siedziałam w samochodzie z kompletnie obcymi osobami jadąc na prywatny camping gdzieś do buszu na który nigdy nie zostałam zaproszona. Nie miałam pojęcia kim są ludzi z którymi jadę, nie miałam pojęcia gdzie jadę i nie znałam nikogo z zaproszonych gości a było ich tam 70. Wiedziałam jedno.. musimy kupić jedzenie. 


Gdy dojechaliśmy na miejsce, istnego raju na ziemi. Okazało się, że mój kierowca też nie znał organizatorów całego przesięwzięcia ani żadna z osób siędzących w samochodzie.. Ale zostaliśmy wpuszczeni i spędziliśmy najlepszy weekendowo imprezowy camping na jakim do tej pory dane mi było być. Poznałam tam niesamowitych ludzi dzięki którym pokochałam moje au pair'kowe życie jeszcze mocniej. I którzy jeszcze do niedawna dzielnie towarzyszyli mi w mojej sushi mani. Teraz i oni padli i jestem zdana sama na siebie.



Zasypiać z widokiem na cudowne niebo i budzić się o zachodzie słońca, nawet jeśli oznacza to spanie 2 godziny na twardej ziemi bez poduszki i materaca. To się nazywa życie.



Wygramolić się z namiotu otworzyć jedno oko wyłożyć się na leżaku, chyba nie można wyobrazić sobie piękniejszego poranka.




Ludzi spotyka się tu przez przypadek i tak jak wspomniałam najlepsze rzeczy zdarzają się właśnie przez przypadek. W sobotę wieczorem 3 tygodnie temu wsiadłam do samochodu po raz kolejny z poznaną 2 godziny wcześniej dziewczyną, lekka szaloną rudą Olą. która stała się w przeciągu kilku godzin moją Polską dziewczyną w tej Niemieckiej Kalifornijskiej Inwazji. Wylądowałyśmy na domówce na której oczywiście nie znałyśmy nikogo. Okazało się, że spotkałam tam dziewczynę z którą umawiałam się od kilku tygodni ale jakoś nigdy nie było nam po drodze. Kolejna świetna osobę, z głową pełną szurniętych pomysłów i myśli nawet bardziej niż ja. Na tych dwóch wydarzenia poznałam kilkanaście tak cudownych ludzi, że nie wyobrażam sobie opuszczać tego raju na ziemi.

To wszystko o czym tu dziś pisze to nie jakieś szalone podróże tylko weekendowe campingi dlatego nie ma sensu robić oddzielnych postów. Ale wracając do tematu mojej gadaniny. Kolejny camping 2 tygodnie temu albo i więcej. Nie mam pojęcia czas leci tu jak szalony.. Cudowna plaża na half moon bay! Nie miałam czasu na liczenie ale jestem prawie pewna, że na tym kempingu było ponad 100 ludzi. A na tej samej plaży odbywała się jeszcze jedna wielka impreza dużo lepiej zorganizowana z kolorowymi światłami i pochodniami jak w reality show. Więc tam też na chwilę wpadliśmy. Po 2 godzinach snu w przeładowanym namiocie przyszedł poranek hahah. Stwierdziliśmy że jak już jesteśmy na plaży to czemu by tu nie zostać resztę dnia. Więc niedzielę spędziliśmy na skakaniu pośród fal i paleniu się na czerwono. Skończyłam z nosem jak rudolf. Naprawdę. I po raz pierwszy schodziła mi skóra z czoła haha.










Tak mi właśnie tutaj życie mija. Na jedzeniu sushi, spaniu w namiocie i paleniu mojej biednej skóry na plaży. Pomiędzy tym podróżuję. I przesyłam całusy z Seattle!!

7 komentarzy:

  1. Takie nawet weekendowe obcowanie jednak z naturą musi być super. Widoki naprawdę przyjemne. Nieco się rozmarzyłem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obyś miała więcej takich wypadów i obyś poznawała grono wspaniałych ludzi ! :) No i pisz dla nas, my bardzo cieszymy się z Twoich postów a zwłaszcza zdjęć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 Jesteś w raju, dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialna wyprawa! zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. super wyprawa! piękne widoki i wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Uwielbiam campingi, a w takich pięknych okolicznościach przyrody to marzenie! :)

    OdpowiedzUsuń